Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O „dobrych wojakach” nie tylko w naszym regionie. Nie byli tacy jak w serialach komediowych

Bogdan Nowak
Bogdan Nowak
ze zbiorów Bogdana Nowaka
Żołnierze tej armii kojarzą się nam często z filmem komediowym pt. „C.K. Dezerterzy w reżyserii Janusza Majewskiego. Nakręcono go w 1985 r. na kanwie powieści Kazimierza Sejdy. Bohaterami tego obrazu są sympatyczni żołnierze wielonarodowościowej kompanii wartowniczej w mieście powiatowym w północno-wschodnich Węgrzech (w rolach głównych wystąpili: Marek Konrad, Wiktor Zborowski, Wojciech Pokora i Krzysztof Kowalewski). Przeważnie nie myślą oni o wojaczce. Bardziej interesuje ich alkohol oraz okoliczne ślicznotki.

Gulasz z kartoflami

W podobny sposób żołnierzy armii austro-węgierskiej sportretował Jaroslaw Hasek. Stworzony na kartach jego powieści słynny Szwejk także jest przemiłym żołnierzem-obibokiem, chociaż przy każdej okazji chwali cesarza Franciszka Józefa I oraz całą monarchię habsburską. Podobała mu się także armia. Do dzisiaj słynne są niektóre szwejkowe cytaty. Taka była według niego np. recepta na wojenną sławę Armii C.K.

„O szóstej żołnierze dostają gulasz z kartoflami, o pół do dziewiątej idzie wojsko do latryny, żeby się wyknocić, o dziewiątej idzie spać. Przed takim wojskiem nieprzyjaciel pierzcha ze zgrozą”.

Szwejk miewał jednak wątpliwości. „Życie ludzkie, posłusznie melduje, panie oberlejtnant, jest takie powikłane, że w porównaniu z nim człowiek jest szmata” – mawiał.

Krzyk pijanych mężczyzn

Były to słowa, które miały swoją wagę. Żołnierze austro-węgierscy bywali może czasami przemili, ale podczas I wojny światowej to była raczej rzadkość. Jak to wyglądało w Zamościu? Już 3 września 1914 r. pojawiła się w tym mieście pogłoska, że Tomaszów Lub., który znajdował się przy granicy Rosji z Austro-Węgrami, został zajęty przez wojska C.K. Armii.

Rosyjskie władze Zamościa podjęły wówczas decyzję o ewakuacji. 18 sierpnia zaczęto także niszczyć m.in. zapasy spirytusu w miejscowej fabryce rządowej (wiedziano czym najbardziej można było dokuczyć żołnierzom wrogiej armii). Działała ona w budynkach przy dzisiejszych ulicach Partyzantów i Orlej. Tak opisywano te wydarzenia w 1918 r. na łamach Kroniki Powiatu Zamojskiego:

„Mieszkańcy, dowiedziawszy się o tym, śpieszyli do kanału, którym wódka ciekła, i napełniali nią różne naczynia (...). Paręset osób zebranych wkoło fabryki, wyłamało bramę i poczęło wynosić wódkę w różnego rodzaju naczyniach. Szosą prowadzącą do Tomaszowa, biegli w różnych kierunkach starzy ludzie i dzieci: jedni dążyli do domów z napełnionymi naczyniami, inni zaś śpieszyli do fabryki, aby napełnić swe naczynia wódką”.

Amatorów darmowego trunku ciągle przybywało. „Podwórze fabryki przedstawiało istne mrowisko: byli to mężczyźni, kobiety i dzieci. Każdy z przybyłych starał się zagarnąć jak najwięcej wódki (...)” – czytamy na łamach KPZ. „Widziałem w tłumie kobiety z niemowlętami na ręku, chwytające butelki mimo, iż życiu ich dzieci zagrażało niebezpieczeństwo. W podwórzu fabryki rozlegał się krzyk pijanych mężczyzn, przekleństwa kobiet, płacz i pisk dzieci oraz dźwięk rozbijanych butelek; rynsztokiem ciekła wódka pomieszana z krwią ludzką”.

Nieszczęśliwe ofiary

Na początku wojny Zamość kilka razy przechodził z rąk do rąk. Pojawiły się także pogłoski o egzekucjach dokonywanych w tym mieście przez Austriaków.

„Opowiadano mi w Zamościu o tem, jak Rosyanie po cofnięciu się pierwszej ofenzywy austryaskiej (pisownia oryginalna) chcieli po powrocie urządzić pogrom: zaczęli sami strzelać, ale spędzili to na ludność, poczem bez sądu i bez winy roztrzelali trzynastu ludzi, pierwszych z brzegu, spotkanych na ulicy” – notował prof. Michał Siedlecki w wydanej w 1916 r. książce pt. „Z ziemi lubelskiej”. „Później rząd rosyjski chciał z siebie zrzucić winę niewinnej śmierci tych ludzi; przysłał nawet pismo do magistratu, że chce poznać stosunki rodzin „trzynastu niewinnie zamordowanych przez Austryaków”, by im ewentualnie udzielić wsparcia”.

Nikt w Zamościu nie wziął tego na poważnie. Nie oznacza to jednak, że władze i wojsko austro-węgierskie nie dopuszczały się przeróżnych represji. Były one możliwe m.in. dzięki wprowadzeniu 3 sierpnia 1914 r. tzw. sądów doraźnych. Podlegali im żołnierze austro-węgierscy, ale także osoby cywilne „znajdujące się w obrębie działania armii w polu”. Efekt?

„Spotykało się większe grupy ludzi: kobiety, chłopi, popi ruscy, zakurzeni, wynędzniali, prowadzeni pod strażą” – pisała w swoich wspomnieniach Matylda z Windisch-Graetzów Sapiżyna, arystokratka z Siedlisk (w gm. Lubycza Król.). „Były to nieszczęśliwe ofiary, czy własnej politycznej przeszłości, czy rozszalałego donosicielstwa, których bez sądu i śledztwa porywano i wywieziono do obozów. Pod tym względem prawdziwa psychoza ogarnęła wielu członków armii (austro-węgierskiej), na każdym kroku węszono zdrady i szpiegostwo, zapewne najczęściej chwytano niewinnych”.

Aresztowania, prześladowania

Niektórych z owych domniemanych zdrajców skazywano także na śmierć. Według autorów pamiętników, czasami tylko po to, żeby zagarnąć ich minie. Jak pisał historyk Zygmunt Lasocki bez litości mordowano także mężczyzn broniących swoich żon oraz córek przed zgwałceniem. Rusinów oskarżano natomiast o moskalofilstwo i często skazywano na śmierć jako szpiegów.

Tylko do końca 1914 r. Austriacy aresztowali pod zarzutem zdrady dziesięć tys. osób. Trafiali oni zwykle do więzień w Krakowie i Lwowie, a następnie byli kierowani do specjalnego obozu w Thalerhoff, w południowo-wschodniej Austrii.

„Ta psychoza trwała nie tylko przez pierwsze miesiące wojny, lecz niestety panowała z podwójnym nasileniem po odebraniu Lwowa Moskalom (...)” – pisała Matylda Sapieżyna. I dodała: „Swoją drogą przed wojną byliśmy zaślepieni, niektórzy Moskale zjawili się raptem w kraju, niby uciekinierzy z wojny japońskiej (...). Znikli jak kamfora przed samą wojną i kto wie w jakim charakterze tu przebywali!”.

Szczególnie uciążliwe były rabunki dokonywane przez wojska węgierskie. Porównywano je do „dzikich” dywizji kozackich. Węgrzy brutalnie zachowywali się zwłaszcza w Galicji.

„Kraj nieprzyjacielski zaczynał się u nich, tam gdzie kończyły się Węgry, a więc już od grzbietu Karpat, gdzie bestialska natura tego narodu wyszła jaskrawo na wierzch, na wieczną narodu tego hańbę (...)” – czytamy w jednej z relacji. „Były wsie, gdzie wszystkie kobiety gwałcili, następnie wieś otaczali, a kto się życie ratując wychylił strzelali – dziecko czy mężczyzna, Hunowie w pierwotnej postaci”.

Taki wizerunek żołnierzy austro-węgierskich mocno odbiega od tego ze słynnego filmu „C.K Dezerterzy” oraz „Przygód dobrego wojaka Szwejka”.

Egzekucja

Pod koniec czerwca 1915 r. Zamość zajęli Niemcy, a w październiku tego roku ich miejsce zajęli Austriacy. Panowali oni w Zamościu aż do listopada 1918 r. Ich rządy nie były podobno tak brutalne jak rosyjskie, ale także nie byli potulni. Świadczyć może o tym np. zdjęcie dokumentujące jedną z egzekucji. Co na nim widzimy?

Pod szubienicą ustawioną obok drewnianego baraku stoi człowiek. Ubrany jest w koszulę ze stójką (czyli odmianę stojącego kołnierza) i marynarkę. To cywil. Na głowie nadal ma czapkę, chociaż jeden z austro-węgierskich żołnierzy nałożył mu właśnie pętlę na szyję. Obok widać także kilku innych wojaków z karabinami. Skazaniec nie ma szansy na ucieczkę, więc za chwilę na pewno dojdzie do egzekucji... Ta poruszająca scena prawdopodobnie odbywała się w Zamościu.

Archiwalne zdjęcie na którym widać austro-węgierskich żołnierzy przeprowadzających właśnie ponurą egzekucję otrzymałem od Stanisława Rudego, zamojskiego kolekcjonera, regionalisty i wieloletniego dyrektora Zamojskiego Domu Kultury. Wyszperał je na jednym z targów staroci. Niewiele o tej fotografii wiadomo, oprócz tego, że pochodzi prawdopodobnie z czasów I wojny światowej. Co jednak ciekawe, na jej rewersie ktoś przybił pieczątkę z napisem „Zamość”.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: O „dobrych wojakach” nie tylko w naszym regionie. Nie byli tacy jak w serialach komediowych - Zamość Nasze Miasto

Wróć na ryki.naszemiasto.pl Nasze Miasto